Wiezie taksówkarz kobietę.
Na zakończenie kursu okazuje się, że ta nie ma kasy.
Więc taksówkarz zawraca, jedzie za miasto na piękną, zieloną łączkę.
Zatrzymuje się, otwiera bagażnik, wyciąga koc i kładzie na trawę.
- Ale proszę pana, ja na pewno oddam panu pieniądze, proszę nic mi nie robić, mam dzieci i męża... - mówi prawie płacząc kobieta.
- A ja 40 królików, rwij trawę! - odpowiada taksówkarz.
Kontrola Legalności Pracy wypytuje w Holandii Polaka:
- Mówi pan po holendersku?
- Tak, trochę.
- A ma pan pozwolenie na prace?
- Oczywiście mam.
- A pana kolega tam w pomidorach tez ma?
- Naturalnie tez ma.
- Mógłby pan go zawołać?
- Oczywiście. JOZEEEEK!!! SPIER$&@AJ!!!
Biegnie facet za odjeżdżającym z peronu pociągiem, macha rękami, krzyczy...
W końcu pociąg znika powoli w oddali, zdyszany facet ciężko opada na ławkę.
Podchodzi do niego kolejarz:
- Co, spóźnił się pan na pociąg?
- Nie k*rwa, wyganiałem go z dworca!
Mietek, dzielnicowy z Dąbrowy Górniczej...
postanowił coś zmienić w mieszkaniu i wytapetować sobie duży pokój w swoim M-3. Jak postanowił tak zrobił. Po remoncie przyszedł do Niego Staszek, sąsiad z góry:
- Miecio, aleś fajnie sobie urządził pokoik, naprawdę mi się podoba, też sobie tak zrobię! Powiedz mi tylko ile kupiłeś rolek tapety?
- Dwanaście Staszku.
- To też wezmę dwanaście.
Staszek poszedł do Castoramy, kupił dwanaście rolek tapety o gładkiej teksturze, w kolorze muślinowego turkusu, wrócił do mieszkania i rozpoczął tapetowanie. Po jakimś czasie, gdy już skończył, poszedł do Mietka:
- No, Mieciu, powiem Ci, że skończyłem, ładnie to wygląda ale coś mi się nie zgadza. Mamy taki sam metraż, powiedziałeś, że kupiłeś 12 rolek, ja zrobiłem to samo tyle, że mi zostało jeszcze pięć.
- No, mi też.
Stalin wychodzi rano na taras, przeciąga się, widzi wschodzące słońce…
– Dzień dobry, towarzyszu Słońce!
A słońce:
– Dzień dobry, towarzyszu Stalin! W imieniu całego narodu radzieckiego życzę towarzyszowi miłego dnia!
Stalinowi szczęka nieco opadła, ale potem doszedł do siebie, atencja się bardziej niż zgadzała, zajął się codziennymi obowiązkami – trochę wyroków śmierci, trochę zagłodzeń, te sprawy. Wieczorem, zmęczony, wyszedł na taras z drugiej strony posiadłości.
– Dobranoc, towarzyszu Słońce!
A słońce nic.
– Dobranoc, towarzyszu Słońce!
A słońce nadal nic.
– Towarzyszu Słońce! Rano tak miło mi odpowiedzieliście, a teraz co?
– A teraz już jestem na zachodzie i możesz mi naskoczyć.
Mąż wraca pijany nad ranem do domu. W drzwiach wita go żona:
- gdzie byłeś całą noc!?
- grałem z chłopakami w pokera
- i ja mam w to uwierzyć?! Pakuj walizki i wynoś się z domu!!!
- ty też, bo to już nie nasz dom